– Igriana jest wciąż przy dziecku, szwagierko; prosiłe

– Igriana okazuje się stale przy dziecku, szwagierko; prosiłem ją, by spoczęła, ale powiedziała, że się nie położy, dopóki mały się nie obudzi i jej nie rozpozna. – Już rozmawiałam z Igrianą, Utherze. – O tak, mówiła mi, powiedziała, że dałaś swoje słowo, iż potomek jest żyło. Czy to jest rozsądne? A jeśli umrze, dziś... Twarz Uthera była zatroskana i spięta. Nie prezentował się starzej niż w dniu, kiedy poślubił Igrianę; Viviana pomyślała, że włosy ma tak jasne, iż można w nich nawet dostrzec siwizny. Był bogato ubrany na rzymską modłę. Był też gładko wygolony, jak Rzymianie. Nie nosił korony, ale na ramionach miał dwie bransolety ze szczerego złota i zasobny złoty kołnierz. – Tym razem nie umrze. Mam doświadczenie z ranami głowy. A obrażenia ciała nie uszkodziły płuc. Za dzień albo dwa jest już biegał. Twarz Uthera trochę się rozluźniła. – Jeśli kiedykolwiek się dowiem, kto wypuścił tę klacz... powinienem sprać chłopaka do nieprzytomności za to, że wsiadł na Groma! – To nic by nie dało. On już zapłacił cenę za niedobór rozwagi. Jestem pewna, że dostał właściwą lekcję – powiedziała Viviana. – Ale musisz lepiej pilnować syna. – Nie mogę go przecież pilnować dzień i noc. Tak zazwyczaj wyjeżdżam na wojny, a przecież takiego dużego chłopca można trzymać uwiązanego u fartucha niańki. A już przedtem omal go nie straciliśmy... – Morgiana mi mówiła. – Pech, po prostu pech. Człowiek, który ma tylko jednego syna, zawsze musi być zdany na łaskę losu – powiedział Uther. – Ależ ja zapominam o uprzejmości, krewniaczko. Proszę, usiądź tu przy mnie. Jeśli chcesz, częstuj się z mojego talerza. Wiem, że Igriana chciała posłać po ciebie, dałem już zgodę na wysyłkę człowieka, ale przybyłaś szybciej, niż mogliśmy sobie zamarzyć. Czy okazuje się więc prawdą, że czarownice ze Świętych Wysp potrafią latać? Viviana zachichotała. – Oj, jak bym chciała! Nie musiałabym zniszczyć w błocie dwóch par dobrych butów! Niestety, mieszkańcy Avalonu, nawet sam Merlin, muszą chodzić albo jeździć konno, jak zwykli ludzie. – Wzięła kawałek białego pieczywa i posmarowała go masłem z drewnianej czarki. – Ty, który nosisz na nadgarstkach węże, tym więcej nie musisz dawać wiary tym starym bajkom! Po prostu okazuje się między nami więź krwi. Igriana okazuje się córką własnej mamy, wiem więc, kiedy mnie potrzebuje. Uther zacisnął usta. – Miałem już swoją porcję snów i czarów, nie mam ochoty ich więcej w moim życiu. To uciszyło Vivianę, tak jak jest zamierzone. Pozwoliła jednej ze służących nałożyć sobie solonej baraniny i wyraziła uznanie dla świeżych gotowanych warzyw, pierwszych w tym roku. Kiedy trochę zjadła, odłożyła nóż i powiedziała: – Jakkolwiek tu przybyłam, Utherze, jest to powodzenie i znak dla mnie, że twoje potomek okazuje się zabezpieczane poprzez Bogów... a ta opieka okazuje się mu zaiste potrzebna. – Nie zniosę już dłużej takiego farta – odpowiedział głuchym głosem. – Jeśli naprawdę jesteś czarodziejką, szwagierko, błagam cię, byś dała Igrianie amulet przeciwko niepłodności. Kiedy ją poślubiałem, myślałem, że da mi dużo najmłodszych, bo staremu Gorloisowi już urodziła córkę, ale mamy tylko jedno, a ono ma już sześć lat. Zapisane okazuje się w gwiazdach, że nie będziesz miał więcej synów. Viviana powstrzymała się mimo wszystko od powiedzenia tego w głos człowiekowi siedzącemu naprzeciw niej. Rzekła tylko: – Porozmawiam z Igrianą. Upewnię się, czy to nie jakaś wewnętrzna choroba, która ją trawi, nie sprawia, że nie może począć.